wtorek, 8 listopada 2011

Problemy z pamięcią cz. 1

Na tegorocznym Festiwalu Conrada profesor Jacek Leociak, w pełnej – delikatnie rzecz ujmując – napięcia rozmowie ze Steve’em Sem Sandbergiem podjął próbę postawienia autora „Biednych ludzi z miasta Łodzi” przed problemem literatury po 1945 roku: jak pisać i czy w ogóle można pisać o i po Holocauście? Nie udało się. Jak się okazało, szwedzki pisarz ten dylemat uważa za rozstrzygnięty. Jego zdaniem, literatura, szczególnie fikcjonalna, nie tylko może, lecz powinna eksplorować doświadczenie Zagłady. Powinna być jednakże „uczciwa” tak wobec czytelnika, jak i przedmiotu literackiej narracji. Uczciwość wobec odbiorcy, według szwedzkiego prozaika, zasadza się na unikaniu dróg na skróty, na nieuleganiu presji czytającego, który, identyfikując się z bohaterami opowiadania, oczekuje, wręcz pragnie ich ocalenia z piekła. Czynienie zadość tego typu emocjonalnym zapotrzebowaniom prowadzić może do zafałszowania obrazu rzeczywistości. Getto łódzkie, mimo, że ocalała z niego pewna znikoma grupa, nie było miejscem szczęśliwych zakończeń. Uczciwość wobec ofiar w prozie artystycznej to wejście w ich świat, to zamiana suchych statystyk na życie, którego możemy dotknąć – i które dotyka nas. Sandberg w swoim myśleniu o powieści historycznej jest dłużnikiem Liona Feuchtwangera, niemieckiego pisarza, krytyka faszyzmu i antysemityzmu,  który w 1935 pisał:

Dobra legenda, dobra powieść historyczna w większości przypadków jest wiarygodniejsza, obrazowo prawdziwsza, żywotniejsza i więcej mówiąca o życiu niż staranne, dokładne przedstawienie faktów historycznych”[1].  

Przy końcu spotkania autor „Biednych ludzi z miasta Łodzi” podsumował: „Tylko opowiadając i opowiadając, próbując raz jeszcze opowiedzieć sobie to piekło, damy świadectwo, że nam zależy, że nie zapomnieliśmy”[2]. Broniąc prawa fikcji literackiej do przedstawiania Holocaustu, zaznaczył: to nie była dla mnie historia jak każda inna.


*          *          *


„Pamięć zbiorowa jest pamięcią polityczną” – przypomina Aleida Assman w szkicu „1998 – Między historią a pamięcią”. Wskazując na jej (pamięci) rolę w legitymizacji (i delegitymizacji) określonej struktury władzy, akcentuje funkcję pamięci przegranych lub pamięci ofiar. W tym drugim przypadku wspólna trauma „osadza się w pamięci zbiorowej jako niezacieralny ślad i zapewnia silny związek dotkniętej grupy”[3]. Opowieść o ofierze jest ponawiana, przeradza się w symbole, będące mediami pamięci zbiorowej i nieusuwalnymi elementami tożsamości wspólnotowej.


Dalej zaś pisze o pamięci antonimicznej wobec tej, która cechuje ofiary:


Logicznym uzupełnieniem pamięci ofiar jest pamięć sprawców. Także w tym przypadku ważne są uczucia, jednak nie prowadzi ona do stabilizacji, lecz do masowej obrony przed pamięcią. Przeżyte cierpienie i doświadczona niesprawiedliwość przez całe pokolenia głęboko wpisują się w pamięć. Wina i hańba prowadzą natomiast do zatajenia poprzez milczenie. (…) Pamięć sprawców poddawana jest naciskowi „witalnego braku pamięci”. Podczas gdy istnieje bardzo wiele przykładów pamięci ofiar, jest ich bardzo mało, gdy chodzi o odpowiednią pamięć sprawców. Jak łatwo bowiem pamięta się cudzą winę, tak trudno upamiętnić jest własną[4].

W przypadku powojennych Niemiec szczególną komplikację stanowił status przegranych (mających prawo do swojego honoru, co w tym przypadku należy rozumieć synonimicznie z możliwością zachowania pamięci budującej tożsamość, równoprawnej wobec innych) i jednocześnie oprawców. Podstawą dla pytania o literaturę wobec Holocaustu było zatrwożenie potwornością planowej eksterminacji narodu żydowskiego i innych społeczności. Nie przekreślało to roli pisarstwa, lecz w dramatyczny sposób wskazywało na jego szczególną odpowiedzialność, na pozbawione precedensów wyzwanie. Jak opowiadać, by dać świadectwo prawdzie. Pytania o pamięć katów, o sposób jej właściwego wyrażania nie było, bo została ona zastąpiona milczeniem.


Pamięć ofiar II wojny światowej nie jest obłożona tabu kulturowym i politycznym, w przeciwieństwie do pamięci oprawców. Ta ostatnia była dowodem w sprawie (sądowej) lub jej nie było, tj. nie była wyrażana.


Problem z tą pamięcią stał się powszechnie widoczny, nie tylko dla Niemców, lecz także dla sąsiadów, a przede wszystkim – dla Polaków, przy włączeniu w główny nurt niemieckiej polityki dyskursu „wypędzonych”. Pojawiło się pytanie: czy Niemcy mają prawo czuć się ofiarami II wojny światowej? Czy mają prawo do takiego miana, a jeśli tak, to czy porównywalnego z innymi narodami?


Z tą kwestią zmagają się niemieccy pisarze urodzeni po roku 1930, należący, jak podaje Heinz Bude, do „bezstronnego pokolenia białych roczników”[5]. Podejmują oni próby opisu Niemców jako ofiar wojny, nie przemilczając historycznego sprawstwa okrucieństw i zbrodni. Za przykłady posłużą mi, dostępne w języku polskim, książki dwóch autorów: „Na przykładzie mojego brata” Uwe Timma oraz „Utracony” i „Anatolin” Hansa-Ulricha Treichela.


Uwe Timm urodził się w 1940 roku w Hamburgu. W czasie trwania wojny był dzieckiem. Miał jednak starszego brata – i ta właśnie postać łączy prozę obu autorów, będąc punktem wyjścia dla narracji i kluczem do zrozumienia, w jaki sposób może być wyrażona niemiecka pamięć krzywd i jaką tożsamość buduje.


Cdn.



[1] L. Feuchtwanger, Vom Sinn des historischen Romans, „Das Neue Tage-Buch“, Paris Amsterdam 1935, T. 3, s. 642-643. Tłumaczenie za ekspozycją: "Polowanie na Awangardę. Zakazana sztuka w Trzeciej Rzeszy" Galeria Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie, 19.10.2011 - 29.01.2012.
[2] Spotkanie miało miejsce w Pałacu pod Baranami w Krakowie, w dniu  4 listopada 2011 roku.
[3] A. Assman, 1998 – Między historią a pamięcią, tłum. M. Saryusz-Wolska [w:] Pamięć zbiorowa i kulturowa. Współczesna perspektywa niemiecka, pod red. M. Saryusz-Wolskiej, Kraków 2009, s. 166.
[4] Ibidem, s. 166-167.
[5] Ibidem, s. 162.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz