Jesienią mijającego roku wpadł mi ręce egzemplarz dodatku do młodzieżowego czasopisma pod tytułem „delit.”, będący, jak twierdzą wydawcy (Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej), „subiektywnym przewodnikiem po najnowszej literaturze niemieckojęzycznej”. W modnej poetyce krótkich tekstów przybliża ów suplement to, co ciekawe i wartościowe w literaturze zachodnich sąsiadów (choć oczywiście obecne są również Austria i Szwajcaria).
Na jednej ze stron czasopisma znalazłem zaproszenie do konkursu, organizowanego przez Instytut Goethego z Warszawy. Uczestnicy mieli napisać do 11 listopada recenzję przełożonej na język polski niemieckojęzycznej książki, wydanej po 2007 roku. Na wskazany adres przesłałem, nieco skorygowany, zamieszczony na tym blogu tekst poświęcony „Wycince” Thomasa Bernharda. W moim odczuciu, mimo nieskromnych eseistycznych ambicji mieścił się on w genologicznych ramach recenzji. Tę opinię musiała podzielić także komisja konkursowa. Po miesiącu otrzymałem przemiły list od Pani Kerstin Wesendorf, Dyrektorki Biblioteki i Działu Informacji w Instytucie Goethego w Warszawie, informujący mnie o wyróżnieniu i przyznanej nagrodzie. Wraz z listem przekazano mi Rodowody Roberta Schindela, książkę, z której się ucieszyłem i która, jestem przekonany, będzie zajmującą i ważną lekturą. Pełną informację na temat konkursu, osób nagrodzonych, a przede wszystkim – wyróżnione recenzje można znaleźć na stronie www.goethe.de/przeklady, do której odwiedzenia zachęcam.
Nie tylko czas – przesyłkę otrzymałem na dwa, trzy dni przed 24 grudnia, lecz także perspektywa tematycznych miejsc wspólnych pozwala mi nagrodę utożsamiać z książkami, które znalazłem pod choinką. Przez bliskich obdarowany zostałem dwoma tytułami: Péter Esterházy „Harmonia cælestis” (czytałem, jak się tylko ukazało, w publicznej bibliotece, ale nie całość; czekałem na swój egzemplarz i… jaka miła niespodzianka) oraz Anna Wolff-Powęska „Pamięć – brzemię i uwolnienie”. Samolubnie dodałem do tego „prezent”, który zrobiłem sam sobie tydzień temu i jutro lub pojutrze otrzymam zamówiony „Dziennik galernika” Imre Kertesza. Owe wspomniane topoi to problem pamięci Zagłady, wojennej traumy i komunistycznego totalitaryzmu, trawiący współczesną literaturę Europy Środkowej. Jak tylko skończę potężny esej Eliasa Canettiego „Masa i władza”, przejdę od podziwiania szlachetnej edycji prezentów do ich czytelniczej konsumpcji.
Ostatnio pojawiają się różne hasła propagujące czytelnictwo. Niektóre są wybitnie w złym guście i z trudem przychodzi mi je znosić, jako te, które mimo swej pustoty służyć mają dobrej sprawie - wytworzeniu choćby snobistycznej mody na literaturę. Spodobał mi się jeden slogan: „Bóg się rodzi, książki czyta”. Ciekawych i wartościowych lektur życzę wszystkim (i sobie) w czas świąteczny, poświąteczny i przedświąteczny. Czyli – każdego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz