Nie czytam zbyt wiele współczesnej poezji. Zasadą jest, że czytam tych autorów, których znam osobiście, którzy poprosili mnie o to, wręczając tomik; którzy zaprosili mnie na spotkanie autorskie, ja nieopatrznie przyszedłem i nie wypadało kupić kolejnego wykwitu artystycznej potencji. Wyjątkiem jest J. M. Rymkiewicz, ale jaki z niego współczesny poeta. Wybieram pisarzy starszych, nieżyjących. Ich też ktoś musi czytać, by nie umarł mit poezji dającej nieśmiertelność. Tak swój prywatny gust ekstrapoluję na spełnienie powinności i oddanie należnego hołdu antenatom w imieniu dzisiejszych generacji, która jeśli coś czyta, to z pewnością nie np. dziewiętnastowiecznych poetów (chyba, że musi – szczerze współczuję). Tak się usprawiedliwiam.
Zaznaczam: mój wybór, a raczej preferencje nie aspirują do bycia oceną wartości dzisiejszego słowa wiązanego. Nie wczytując się we współczesnych poetów, wcale nie robię dobrze. Mam tego świadomość. Dlatego czuję się lepiej, kiedy ktoś mnie przymusi, by odłożyć na bok Miłosza, Seiferta i Słowackiego, i doświadczyć liryki pulsującej jeszcze teraźniejszością.
Taką formą miłego gwałtu, który trochę leczy moje wyrzuty sumienia, jest pozostawienie przez sprytnych specjalistów od komunikacji społecznej ze spółki PKP Intercity darmowej antologii współczesnej poezji w przedziale pociągu do Warszawy. Zaplanowane na podróż lektury (Zola, Słowacki, H. U. Treichel) oraz ważne dokumenty służbowe pozostały w teczce (na odprawie w stolicy nieznajomość papierów zamarkuję mądrą miną, a pisarze poczekają na podróż powrotną). I właśnie, u końca podróży kończę czytać tomik zatytułowany „Pociąg do poezji. Intercity”, jak okazuje, całkiem świeżutki. Ciekawe doświadczenie.
Poezje o podróży pociągiem czytane w pociągu. W słowie wstępnym Artur Fryz pisze: „Pociąg, jak żadne odkrycie współczesności, nadaje się do poezji. To właściwie Pegaz na szynach. Oferuje niespotykane gdzie indziej formy czasu i przestrzeni. Ekspres PKP Intercity ma strukturę nowoczesnego poematu. Przesuwające się krajobrazy, przypadkowe dialogi, mieszanina jawy i snu, rytm, stukot, kołysanie i śpiew syren. Kiedy to piszę zza ciemnego okna dobiega conocne wołanie kolejowych dróg. Tam taaa ta tam ta ta tam taa ta tam”. Niby racja, ale ta nuta poetyckiej idylli brzmi jeśli nie fałszywie, to z pewnością niepełnie. Rozumiem poetykę wstępu, ale… rzeczywistość prezentuje obraz bardziej złożony. I nie chodzi mi o prozaiczne opóźnienia, o problemy z czystością toalet czy ogrzewaniem przedziałów. Poezja potrafi to przezwyciężyć i wpisać drobne uciążliwości kolejowej codzienności w romantyczny charakter podróży, w której poddajemy nasz los zmiennym kolejom.
Taksówkarz, który odwoził mnie dziś na dworzec, powiedział, że wcześniej wiózł klientkę, która przyjechała na miejsce z trzygodzinnym opóźnieniem. Powodem było morderstwo, dokonane w pociągu. W jednym przedziale trwała libacja mężczyzn. Noc, pęd, wóda, bluzgi, tragedia. Może być pociąg do poezji w dzień i nocny pociąg do śmierci. Koleje są różne.
Zostawmy nasze małe kryminałki, choć, jak mówi jeden z szaleńców Hermanna Burgera, żadna śmierć nie jest niepoważna. Chodzi mi o inną kategorię wagową znaczeń. Wiersz, który przypadł mi do gustu (może dlatego, że dystychy pisane trochę Rymkiewiczem?) traktuje właśnie o ambiwalencji podróży pociągiem w znacznie większym wymiarze: z jednej romantyzm, marzenie, spotkanie, z drugiej – pociąg w krwiobiegu śmierci, tory rytmicznie prowadzące do obozu i komory gazowej. Liryk napisał Jerzy Suchanek, nosi on tytuł „Proza pociągu do Kutna i małej Żanny z Auschwitz”. Polski poeta nawiązuje do francuskiego poety szwajcarskiego pochodzenia, ale jak. Wystarczy fragment:
„Siwy konduktor drzwi zamyka sumiennie.
Pociąg przyspiesza i zwalnia, czy to coś we mnie?
Przedział pierwszej klasy, przy oknie siedzi Żanna
i się rozwija z jej kłębka nitka staranna.
Cendrars, przedstawia się Błażej, i zanim wstanę,
wyciąga pomocną rękę. Pomocną ranę.
Żaneczka, pokaż cycki, bo tracimy siły.
Och Błażejku, nie mogę, Niemce je spaliły.
Cycki, brzuch i cipkę, ramiona, nogi, głowę.
Zapytaj dziecka, czy pamięta i opowie.
Łza po nitce wędruje, deszcz ścieka po szybie,
W ustach popiół, a w oczy dym z Żanny szczypie.
Och Błażejku, jesteśmy daleko od Auschwitz?
Powiedz, Błażejku, jesteśmy, Błażejku, martwi?”
Temat obozu koncentracyjnego powraca w wierszu Sławomira Matusza, a w zasadzie w jego tytule. W „Latem do Auschwitz” cel podróży przesłania erotyzm młodej nauczycielki i beztroska szkolnej wycieczki. „Wszyscy nie wiedzą / gdzie idą” – to sygnał rozgardiaszu „rozbawionego tłumku”, będący mocno ironicznym powtórzeniem – wcześniejsi o ponad pół wieku zniewoleni pasażerowie też nie wiedzieli, gdzie idą. I czy my, w wesołym, szkolnym autokarze do Auschwitz, dziś wiemy?
Oczywiście, wspomnianej idylli pociągowej nie brakuje. Przedziały wagonów nie raz stają się przestrzenią błogich fantazji na temat cielesnego zbliżenia. Piękna parafraza Tuwima:
„żar
z rozwartego
dekoltu
bucha”
zmienia tory tradycji – maszyną budzącą podziw staje się dojrzała kobieta, emanująca płciowością. Świntuszeniem jest sam tytuł wiersza Wojciecha Banacha, iskrzący dwuznacznością: „Uchylony przedział”.
Podróż koleją, tak oczywista, wycina nas jednak z bieżączki. Nie brak liryków, gdzie dźwięk stukających kół wagonu wywołuje refleksję nad przemijaniem, tęsknotą, miłością bądź – pociąg staje się tłem dla tych wiecznych tematów poezji. To jakoś mniej mnie zajmuje. Natomiast podoba mi się prosty (prostota jest zaletą) zabieg Patryka Zimnego. W „Intercity news” (znów przewrotność w tytule, tym razem niewinna) kilka godzin w podróży wyzwala od hałasu medialnego, śmietniska niepotrzebnych informacji i sztucznych problemów, które podsuwa się nam do emocjonalnej konsumpcji, pozwalając wysłuchać drugiej osoby, „studentki z Krakowa”. Zamknięta przestrzeń w ruchu bierze w nawias nasze życie i jego zgiełk – i jest w tym coś oczywistego – i poetycznego, jak widać.
Nie przekonuje mnie natomiast miłość do pociągu konkretnego przewoźnika. Rozumiem – sponsor imprezy w Kutnie, fundator tomiku. I dzisiaj zdarza się poezja okolicznościowa, składająca hołd mecenasowi. Funkcjonuje ona jednak na nieco innych warunkach i traktowana jest z przymrużeniem oka, bo inaczej się nie da. A w tomiku, obok innych liryków (generalnie) z ambicjami, mamy wiersz Miłosza Manasterskiego „Ekspres(ja)”, który czytam z rozbawieniem, myśląc, że to serio jest pisane. „kiedyś / będę miał spotkanie autorskie / w wagonie restauracyjnym”, „zawsze piszę wiersze w pociągu (…) / chwytam w pędzie całe wersy /metafory semafory rozkłady / zapisuję na odwrotnej stronie biletu” i fragment szczególnie frapujący „śliczna konduktorka / przyjdzie później / oceni”. I to wszystko przypisane ściśle PKP Intercity. Huh, ja spotykam głównie konduktorów, rzadziej panie. Jakoś nigdy nie przyłapałem kobiet i mężczyzn w mundurach na lekturze poezji. Może to się zmieni? Może pod wpływem tak trafnego epitetu, do którego każda pani konduktorka się przyzna, poeta zyska wierną, kolejową publiczność i stworzy z nią poetycką komunę? (taki plan – zamieszkania w pociągu – pojawia się pod koniec liryku). A może to tylko zabieg o zniżkę na bilet dla wierszoklety?
Jeśli chodzi o swobodne fantazjowanie, wolę to, którym uraczył mnie francuski poeta, Bernez Tangi. „Gawot autostopowicza” to galop bez trzymanki i nie jestem w stanie więcej powiedzieć, musiałbym przepisać cały wiersz, a jest on dość obszerny. Jedno jest pewne – tym razem nie chodzi o komplement dla polskiego przewoźnika, lecz o potęgę fantazji i czystą poezję.
A tak ogólnie – pomysł edycji „antologii wierszy współczesnych z motywem podróży” należy uznać za udany, lektura ciekawa, ambitna forma umilenia podróży (lepsze to – o nieba! – od zmuszania do oglądania durnych filmów w autokarach dalekobieżnych; co ja zresztą porównuję). Natomiast tym, którzy zamiast poezji wolą prozę najwyższej próby, a chcą pozostać przy torach kolejowych, dworcach i pociągach oraz miłościach, morderstwach i tragediach z politycznym tłem, niejako przy okazji i na mocy skojarzenia, polecam „Domniemania w sprawie Jakuba” Uwe Johnsona. Nie zawiodą się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz