czwartek, 19 grudnia 2013

Pułapki inkluzywności

Wydawałoby się, że fundamentem książki, której krytyczne ostrze wymierzone jest w postulat (jeśli już nie dogmat) społecznej inkluzji, nałożony na współczesną kulturę i edukację, będzie doktryna konserwatywna. Jest inaczej, co nie tylko udowadnia jej cel, lecz również wartości, patronujące autorowi, które przywołuje na wstępie.

Filisterstwo nie jest przeterminowaną kategorią opisu społeczeństwa Zachodu. Ta klasa społeczna istnieje, lecz uległa transformacji. Furedi nie zajmuje się głębiej współczesnym filistrem, lecz opisuje jeden z jego fenomenów. „Nowoczesne filisterstwo”, bazując na relatywizmie naszych czasów (ciągle modernistycznych, postmodernistycznych czy jeszcze innych, któż to wie), wysnuwa logiczny wniosek, że skoro nie ma jednej, uniwersalnej prawdy, a narracje mogą być tylko cząstkowe (jeśli zaś zdradzają pretensje bycia wielkimi, czeka je nieuchronny rozpad) – to uznawanie prawdy i jej poszukiwania za główny cel i etos nauki i kultury jest anachronizmem. To ujęcie patetyczne, które wynosi ludzi twórczych, wolnych zawodów na niezasłużony piedestał – mówi, wg Furediego, współczesny filister. Naukowiec czy artysta to zawód jak każdy inny, podporządkowany tym samym regułom, jak inne zajęcia. Dotychczas były one obce kulturze, miały drugorzędne znaczenie przy wartościowaniu pracy artystycznej czy naukowej. Mowa jest o zasadach użyteczności, praktyczności, instrumentalizacji:

Odkąd została podważona wyjątkowa rola, którą tradycja oświeceniowa przypisywała wiedzy, działalności intelektualnej i artystycznej trudno przyznawać jakieś szczególne, zasadnicze znaczenie. Jest ona traktowana tak samo, jak wszystkie inne zajęcia, nie przypisuje się jej żadnej jakościowej różnicy. Dlatego też nauki i sztuki nie ceni się już dla nich samych, lecz ze względu na użyteczność dla społeczeństwa. (s. 19)

Objawem jest patologiczne „ugrantowienie” nauki i „oprogramowanie” kultury i sztuki. Z perspektywy dysponentów publicznych pieniędzy, którzy traktują to równorzędnie jako segment polityki socjalnej i gospodarczej, istotny jest wymiar „społeczny” działalności twórców i myślicieli. Pisze Furedi: „nauka i sztuka służą za narzędzia w procesie wzrostu ekonomicznego, w inżynierii społecznej, są wykorzystywane w toku uzyskiwania zbiorowej tożsamości albo w terapii jednostkowej”(s. 20). Stąd też „triumf instrumentalistycznego podejścia” powoduje, że w poszukiwaniach artystycznych i naukowych nie dostrzegamy wartości samej w sobie.

Jak to się stało, że tytułowi intelektualiści podporządkowali się temu dyktatowi? Konflikt między „rachunkiem ekonomicznym a zaangażowaniem na rzecz bezosobowych, nieinstrumentalnych wartości, takich jak rozwój nauki” (s. 18) istniał co najmniej od dwóch wieków. Co spowodowało kapitulację artystów i uczonych, że podporządkowali się odbiorcom, zamiast przełamywać ich oczekiwania?

Furedi wskazuje na ogromną siłę posądzenia o elitarność, o egoistyczne pozostawanie z głową w chmurach, gdy na ziemi piętrzą się problemy do rozwiązania. Ambicja dążenia do doskonałości stała się synonimem chorej ekskluzywności:

(…) argumenty przemawiające za koniecznością propagowania doskonałości w sztuce, kulturze i edukacji bywają odrzucone jako elitarystyczna próba cofnięcia się w czasy, gdy jedynie nieliczna grupa uprzywilejowanych miała dostęp do kapitału kulturowego. (s. 25)

Mimo to „elita kulturalna nie nawołuje jednak do porzucenia wzorców doskonałości”, zachowują one bowiem swój nęcący potencjał, lecz na usługach innej funkcji:

[elita kulturalna] podporządkowuje je wymogowi użyteczności. Tymczasem to przedkładanie wartości użytkowej nad zawartość treściową sztuki i edukacji stanowi siłę napędową równania w dół. (s. 20)

Furedi twierdzi, że da się pogodzić „zasadę powszechnej partycypacji” z „obroną wzorców doskonałości”. Głosi to na przekór nowym konserwatystom, których od poprzedników różni sprytne przejęcie od lewicy hasła „inkluzji” i uczynienie z niego smyczy na niepokorne uniwersytety i grupy artystyczne:

(…) w wyobraźni nowych konserwatystów nie ma miejsca na wykluczenie. Chcą tak przekształcić życie intelektualne i kulturalne, by stało się ono przyjazne dla tych, po których nie można się spodziewać, że dorównają najlepszym. Ten filisterski projekt jest protekcjonalny i pozwala traktować ludzi jak dzieci, które wymagają ochrony przed wyzwaniami kultury i intelektu (s. 29).

Przeciw temu wymierzona jest krytyka Furediego, a jakieś pojęcie o jej ostrości i żarliwości dają tytuły kolejnych rozdziałów i podrozdziałów: „Dewaluacja intelektu”, „Intelektualista – konformista”, „Błahe dążenia”, „Równanie w dół”, „Elitarny populizm”, „Kultura schlebiania”, „Kult zwyczajności”. Niewiele ponad 150 – stronicową publikację kończy rozdział „Traktowanie ludzi jak dzieci”. Konkluzja obnaża ślepą uliczkę „zinfantylizowanej kultury” i obniżającej wymogi nauki: dostosowując, przerabiając intelektualny pokarm na lekkostrawne danie, wcale nie włączamy odbiorców do świata wyższej świadomości. Protekcjonalność powoduje, że zostają oni tam, gdzie byli. Nie poruszają się do przodu, lecz zostają w miejscu, otrzymując tylko to, co nie stawia oporu. Tak naprawdę: puszczamy im ciągle tą samą melodię, usypiającą zmysły i neurony. Edukacja, która zamiast oryginalnego tekstu Szekspira, na mocy dogmatu inkluzji zadowala się prezentacją jego komiksowego, popkulturowego streszczenia (Furedi przywołuje ten przykład wśród wielu, choćby dla samego katalogu egzemplów warto po jego książkę sięgnąć), nie przybliża prawdziwego Szekspira, lecz jego płytkie symulakrum, i nie traktuje uczniów poważnie, apriorycznie zakładając, że staro angielski język elżbietańskiego dramatu jest poza ich myślowym zasięgiem. W istocie za inkluzją zamienioną w polityczny frazes, o czym pisze przez całą publikację Furedi, kryje się pogarda dla tych „niżej”. Zupełnie nie lewicowa.

Szkody, które wywołuje w kulturze dezercja intelektu i intelektualistów z pola walki o suwerenną wartość nauki i sztuki, przyjęcie przez tych ostatnich warunków „użyteczności” w sferach, które z założenia powinny być wolne od „instrumentalizacji” (w innym przypadku tracą tożsamość), nie mają tylko wymiaru społecznego. Nie dotyczą tylko poziomu intelektualnego przyszłych pokoleń, który przy ciągłej realizacji bezrefleksyjnej „polityki inkluzji” budzić musi niepokój. Grozi także zatraceniem sensu samej kultury.

Wybitny polski historyk kultury i teoretyk tej dziedziny, Gerard Labuda, definiując relacje pomiędzy pojęciami kultury i cywilizacji, pisał:

(…) proponujemy wszystkie wytwory innowacyjne nazwać kulturą w etymologicznym tego słowa znaczeniu, a wszystkie utwory imitacyjne, przyswajane przez odbiorców w formie upowszechnienia, określać mianem cywilizacji. Kultura i cywilizacja są więc dwoma stronami tego samego medalu; warunkują one niejako wzajemnie swoje istnienie[1].

Innowacyjne według badacza jest to, co pojawia się nieoczekiwanie, niejako na przekór powszechnym oczekiwaniom. Zdaje się, że coś innowacyjnego nie ma wyraźnych antecedencji, nie jest zapowiadane; jeśli je dostrzegamy, to z reguły po dłuższym czasie, w ujęciu z dalszej perspektywy. Oczywistym jest, że innowacyjna kultura jest paliwem rozwoju cywilizacji.

Źle pojmowany postulat praktyczności i inkluzywności nauki i sztuki, prowadzący do instrumentalizacji politycznej tych dziedzin, odbiera im szanse na innowacyjność. Nic prawdziwie nowego nie narodzi się z tego, co jest oczekiwane i założone przez system. Cywilizacja, pozbawiona dopływu innowacji ze sfery kultury, trwać będzie w marazmie. Cała tanie się papką, na wzór dzisiejszej oferty najpopularniejszych kanałów telewizyjnych. 

By te kasandryczne przepowiednie Furediego się nie sprawdziły, warto pilnować, co się kryje za nośnymi hasłami, w tym przypadku „praktyczności” i „inkluzywności” w odniesieniu do nauki i sztuki. Tożsamościowym rdzeniem współczesnej, postępowej humanistyki jest weryfikacja i krytyka rzeczywistości, na przekór zapewnieniom, że jest dobrze. Lektura „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?” może w tym pomóc.




Frank Furedi, Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, przeł. K. Makaruk, Warszawa 2008. Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy, w ramach serii: Biblioteka Myśli Współczesnej.




[1] G. Labuda, Rozważania na teorią i historią kultury i cywilizacji. Wybór studiów i rozpraw, Poznań 2008, s. 108.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz