Wydawałoby się, że fundamentem książki, której krytyczne ostrze
wymierzone jest w postulat (jeśli już nie dogmat) społecznej inkluzji, nałożony
na współczesną kulturę i edukację, będzie doktryna konserwatywna. Jest inaczej,
co nie tylko udowadnia jej cel, lecz również wartości, patronujące autorowi,
które przywołuje na wstępie.
Filisterstwo nie jest
przeterminowaną kategorią opisu społeczeństwa Zachodu. Ta klasa społeczna
istnieje, lecz uległa transformacji. Furedi nie zajmuje się głębiej
współczesnym filistrem, lecz opisuje jeden z jego fenomenów. „Nowoczesne
filisterstwo”, bazując na relatywizmie naszych czasów (ciągle modernistycznych,
postmodernistycznych czy jeszcze innych, któż to wie), wysnuwa logiczny
wniosek, że skoro nie ma jednej, uniwersalnej prawdy, a narracje mogą być tylko
cząstkowe (jeśli zaś zdradzają pretensje bycia wielkimi, czeka je nieuchronny rozpad)
– to uznawanie prawdy i jej poszukiwania za główny cel i etos nauki i kultury
jest anachronizmem. To ujęcie patetyczne, które wynosi ludzi twórczych, wolnych
zawodów na niezasłużony piedestał – mówi, wg Furediego, współczesny filister.
Naukowiec czy artysta to zawód jak każdy inny, podporządkowany tym samym
regułom, jak inne zajęcia. Dotychczas były one obce kulturze, miały drugorzędne
znaczenie przy wartościowaniu pracy artystycznej czy naukowej. Mowa jest o
zasadach użyteczności, praktyczności, instrumentalizacji:
Odkąd została podważona wyjątkowa rola, którą tradycja oświeceniowa
przypisywała wiedzy, działalności intelektualnej i artystycznej trudno
przyznawać jakieś szczególne, zasadnicze znaczenie. Jest ona traktowana tak
samo, jak wszystkie inne zajęcia, nie przypisuje się jej żadnej jakościowej
różnicy. Dlatego też nauki i sztuki nie ceni się już dla nich samych, lecz ze
względu na użyteczność dla społeczeństwa. (s. 19)
Objawem jest patologiczne „ugrantowienie” nauki i
„oprogramowanie” kultury i sztuki. Z perspektywy dysponentów publicznych
pieniędzy, którzy traktują to równorzędnie jako segment polityki socjalnej i
gospodarczej, istotny jest wymiar „społeczny” działalności twórców i
myślicieli. Pisze Furedi: „nauka i sztuka służą za narzędzia w procesie wzrostu
ekonomicznego, w inżynierii społecznej, są wykorzystywane w toku uzyskiwania
zbiorowej tożsamości albo w terapii jednostkowej”(s. 20). Stąd też „triumf
instrumentalistycznego podejścia” powoduje, że w poszukiwaniach artystycznych i
naukowych nie dostrzegamy wartości samej w sobie.
Jak to się stało, że tytułowi intelektualiści
podporządkowali się temu dyktatowi? Konflikt między „rachunkiem ekonomicznym a
zaangażowaniem na rzecz bezosobowych, nieinstrumentalnych wartości, takich jak
rozwój nauki” (s. 18) istniał co najmniej od dwóch wieków. Co spowodowało
kapitulację artystów i uczonych, że podporządkowali się odbiorcom, zamiast
przełamywać ich oczekiwania?
Furedi wskazuje na ogromną siłę posądzenia o
elitarność, o egoistyczne pozostawanie z głową w chmurach, gdy na ziemi piętrzą
się problemy do rozwiązania. Ambicja dążenia do doskonałości stała się
synonimem chorej ekskluzywności:
(…) argumenty przemawiające za koniecznością propagowania
doskonałości w sztuce, kulturze i edukacji bywają odrzucone jako elitarystyczna
próba cofnięcia się w czasy, gdy jedynie nieliczna grupa uprzywilejowanych
miała dostęp do kapitału kulturowego. (s. 25)
Mimo to „elita kulturalna nie nawołuje jednak do
porzucenia wzorców doskonałości”, zachowują one bowiem swój nęcący potencjał,
lecz na usługach innej funkcji:
[elita kulturalna] podporządkowuje je
wymogowi użyteczności. Tymczasem to przedkładanie wartości użytkowej nad
zawartość treściową sztuki i edukacji stanowi siłę napędową równania w dół. (s.
20)
Furedi twierdzi, że da się pogodzić „zasadę
powszechnej partycypacji” z „obroną wzorców doskonałości”. Głosi to na przekór
nowym konserwatystom, których od poprzedników różni sprytne przejęcie od lewicy
hasła „inkluzji” i uczynienie z niego smyczy na niepokorne uniwersytety i grupy
artystyczne:
(…) w wyobraźni nowych konserwatystów nie ma miejsca na
wykluczenie. Chcą tak przekształcić życie intelektualne i kulturalne, by stało
się ono przyjazne dla tych, po których nie można się spodziewać, że dorównają
najlepszym. Ten filisterski projekt jest protekcjonalny i pozwala traktować
ludzi jak dzieci, które wymagają ochrony przed wyzwaniami kultury i intelektu
(s. 29).
Przeciw temu wymierzona jest krytyka Furediego, a
jakieś pojęcie o jej ostrości i żarliwości dają tytuły kolejnych rozdziałów i
podrozdziałów: „Dewaluacja intelektu”, „Intelektualista – konformista”, „Błahe
dążenia”, „Równanie w dół”, „Elitarny populizm”, „Kultura schlebiania”, „Kult
zwyczajności”. Niewiele ponad 150 – stronicową publikację kończy rozdział
„Traktowanie ludzi jak dzieci”. Konkluzja obnaża ślepą uliczkę
„zinfantylizowanej kultury” i obniżającej wymogi nauki: dostosowując,
przerabiając intelektualny pokarm na lekkostrawne danie, wcale nie włączamy
odbiorców do świata wyższej świadomości. Protekcjonalność powoduje, że zostają
oni tam, gdzie byli. Nie poruszają się do przodu, lecz zostają w miejscu,
otrzymując tylko to, co nie stawia oporu. Tak naprawdę: puszczamy im ciągle tą
samą melodię, usypiającą zmysły i neurony. Edukacja, która zamiast oryginalnego
tekstu Szekspira, na mocy dogmatu inkluzji zadowala się prezentacją jego
komiksowego, popkulturowego streszczenia (Furedi przywołuje ten przykład wśród
wielu, choćby dla samego katalogu egzemplów warto po jego książkę sięgnąć), nie
przybliża prawdziwego Szekspira, lecz jego płytkie symulakrum, i nie traktuje
uczniów poważnie, apriorycznie zakładając, że staro angielski język
elżbietańskiego dramatu jest poza ich myślowym zasięgiem. W istocie za inkluzją
zamienioną w polityczny frazes, o czym pisze przez całą publikację Furedi,
kryje się pogarda dla tych „niżej”. Zupełnie nie lewicowa.
Szkody, które wywołuje w kulturze dezercja intelektu i
intelektualistów z pola walki o suwerenną wartość nauki i sztuki, przyjęcie
przez tych ostatnich warunków „użyteczności” w sferach, które z założenia
powinny być wolne od „instrumentalizacji” (w innym przypadku tracą tożsamość),
nie mają tylko wymiaru społecznego. Nie dotyczą tylko poziomu intelektualnego
przyszłych pokoleń, który przy ciągłej realizacji bezrefleksyjnej „polityki
inkluzji” budzić musi niepokój. Grozi także zatraceniem sensu samej kultury.
Wybitny polski historyk kultury i teoretyk tej
dziedziny, Gerard Labuda, definiując relacje pomiędzy pojęciami kultury i
cywilizacji, pisał:
(…) proponujemy wszystkie wytwory innowacyjne nazwać kulturą
w etymologicznym tego słowa znaczeniu, a wszystkie utwory imitacyjne,
przyswajane przez odbiorców w formie upowszechnienia, określać mianem
cywilizacji. Kultura i cywilizacja są więc dwoma stronami tego samego medalu;
warunkują one niejako wzajemnie swoje istnienie[1].
Innowacyjne
według badacza jest to, co pojawia się nieoczekiwanie, niejako na przekór powszechnym
oczekiwaniom. Zdaje się, że coś innowacyjnego nie ma wyraźnych antecedencji,
nie jest zapowiadane; jeśli je dostrzegamy, to z reguły po dłuższym czasie, w
ujęciu z dalszej perspektywy. Oczywistym jest, że innowacyjna kultura jest
paliwem rozwoju cywilizacji.
Źle pojmowany postulat praktyczności i inkluzywności
nauki i sztuki, prowadzący do instrumentalizacji politycznej tych dziedzin,
odbiera im szanse na innowacyjność. Nic prawdziwie nowego nie narodzi się z
tego, co jest oczekiwane i założone przez system. Cywilizacja, pozbawiona
dopływu innowacji ze sfery kultury, trwać będzie w marazmie. Cała tanie się
papką, na wzór dzisiejszej oferty najpopularniejszych kanałów
telewizyjnych.
By te kasandryczne przepowiednie Furediego się nie
sprawdziły, warto pilnować, co się kryje za nośnymi hasłami, w tym przypadku
„praktyczności” i „inkluzywności” w odniesieniu do nauki i sztuki. Tożsamościowym
rdzeniem współczesnej, postępowej humanistyki jest weryfikacja i krytyka
rzeczywistości, na przekór zapewnieniom, że jest dobrze. Lektura „Gdzie się
podziali wszyscy intelektualiści?” może w tym pomóc.
Frank Furedi, Gdzie się
podziali wszyscy intelektualiści?, przeł. K. Makaruk, Warszawa 2008. Wydawnictwo:
Państwowy Instytut Wydawniczy, w ramach serii: Biblioteka Myśli Współczesnej.
[1] G. Labuda, Rozważania na teorią i historią kultury i
cywilizacji. Wybór studiów i rozpraw, Poznań 2008, s. 108.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz