Kogo interesuje dziś powstanie
styczniowe? Wąską grupę historyków-specjalistów? Może, lecz z pewnością nie w
takiej skali, jak II wojna światowa z powstaniem warszawskim , wojskowość i
żołnierze wyklęci, co widać choćby po dopiero co zakończonych XXII Targach
Książki Historycznej w Warszawie. Te
trzy kręgi tematyczne i problemowe wyraźnie dominowały. Więc może polityków?
Chyba tylko z okazji uchwalonego roku powstania styczniowego, bo nadarzyła się
okrągła rocznica, dająca okazję do prezentacji własnej osoby w pełnych frazesu
jubileuszowych, bezrefleksyjnych rytuałach. Młodzież szkolną z tej okazji
przymuszono do oderwania się od sieci i „szczerego” zainteresowania się epoką
równie im bliską, jak mezozoik stworów z filmu Spielberga, też już
przebrzmiałego. Najchętniej zbyliby to kliknięciem ikonki „I like it”, by
usatysfakcjonować belfrów.
W kończącym się roku, który
rzeczywiście jest okrągłą rocznicą wybuchu ostatniego romantycznego powstania,
niewiele wydarzeń miało charakter autentycznego przejęcia się wydarzeniami
sprzed półtora wieku. O jednym z nich chcę wspomnieć, będąc przekonanym o jego
wyjątkowości. Jest nim numer „LiteRacji” z bieżącego roku, poświęcony w całości
powstaniu styczniowemu.
Klucz kryje się nie tylko w znakomitym doborze autorów i (tym samym) gwarantowanej jakości tekstów, są to bowiem znaki firmowe tegoż czasopisma. Incydentalnie, parę lat wstecz, znalazłem się w tym gronie i nadal odczuwam to jako wyróżnienie. Lecz nie o rzeczach powtarzalnych, standardowych w przypadku warszawskich „LiteRacji” chcę mówić.
Klucz kryje się nie tylko w znakomitym doborze autorów i (tym samym) gwarantowanej jakości tekstów, są to bowiem znaki firmowe tegoż czasopisma. Incydentalnie, parę lat wstecz, znalazłem się w tym gronie i nadal odczuwam to jako wyróżnienie. Lecz nie o rzeczach powtarzalnych, standardowych w przypadku warszawskich „LiteRacji” chcę mówić.
Wyróżnikiem jest podejście do
nielekkiego, choćby ze względu na odległość czasową, momentu w dziejach
nieistniejącej wtedy Rzeczpospolitej. Numer otwierają teksty, które są osobistą
narracją o dziele i losach pokolenia Romualda Traugutta. To są fenomenalne
„próby wspomnień” tamtych zdarzeń. Zamierzenie karkołomne, biorąc pod uwagę, że
od tamtych zdarzeń dzieli nas 150 lat, a ostatni powstaniec styczniowy zmarł
tuż po II wojnie światowej (tylko jeden z autorów tego numeru „LiteRacji”
osiągnął wtedy pełnoletniość, większość nie przywitała się jeszcze z tym
najlepszych ze światów). Według Jana Assmana, czas pamięci komunikacyjnej,
przekazywanej przez bezpośrednich
świadków, wynosi około 80 lat. Później jest tylko pamięć kulturowa, pochodna
ukształtowanej pamięci zbiorowej, objawiająca się w mediach (relacjach
pisemnych, naukowych dysertacjach, lecz także pomnikach, muzeach, nazwach ulic
itp.). To czas trzech pokoleń. Jak można więc „osobiście” wspominać to, co
oddalone o blisko 6 pokoleń?
Czyni to na wstępie „LiteRacji”
Edmund Baranowski, najstarszy z autorów, człowiek o świetnej biografii, która
stanowić może oddzielną opowieść. Jego artykuł to przegląd rocznic, od tych,
których jako uczeń był świadkiem, a w których uczestniczyli jeszcze żyjący
powstańcy. Autor wspomina kult, którym byli otaczani przez polityków i wojsko w
dwudziestoleciu wojennym. Wtedy były to jubileusze żywe, poruszające tak dla
bohaterów, jak i dla młodszych pokoleń. Powojenna historia obchodów
rocznicowych to opowieść o instrumentalizacji powstania styczniowego, o
przechodzeniu w rytuał, często o skromnym charakterze.
Następny tekst, autorstwa Anny
Czabanowskiej – Wróbel, jest wspomnieniem o jednej z jej antenatek, Franciszce
Łagan. Szkic nie tylko stanowi próbę przypomnienia tego, co nieprzeżyte, lecz
otwiera temat insurekcji styczniowej jako sprawy kobiet. Skromna bohaterka tego
tekstu uczestniczyła w działaniach konspiracyjnych, co było losem wielu
ówczesnych dziewcząt.
Z tej części, która zarysowuje
się jako odzyskiwanie żywej pamięci o powstaniu styczniowym, zasługuje na
odnotowanie tekst Zbigniewa Mikołejko. Tym razem, z braku skonkretyzowanej
rodzinnej pamięci, przekazywanej z pokolenia na pokolenie (są to jedynie,
jak pisze filozof, „echo echa, ślad śladu”), medium wspomnień staje się sztuka
wizualna. Bramy wyobraźni, pozwalającej na „przeżycie” historii, otwiera płótno
Maksymiliana Gierymskiego Patrol
powstańczy. Nie jest to przypadek. Według teoretyków kulturowego wymiaru
pamięci, to właśnie sztuka nie pozwala przeszłości skostnieć w chłodnej
narracji akademickiej historii, czyniąc przeszłe dzieje „komunikatywnymi”.
Obok obrazu takim medium jest
fotografia, przywołana już zresztą w artykule Anny Czabanowskiej-Wróbel. Nie
jest zaskoczeniem, że korzysta z niej w „LiteRacjach” Jacek Dehnel, który
osiągnął mistrzostwo w fotograficznych ekfrazach. Niepowtarzalnej urody
opowieść o grupie sióstr zaangażowanych politycznie, bohaterek reprodukowanego
zdjęcia, której nie ma sensu i celu streszczać, własnie ze względu na niepowtarzalną, literacką jakość.
Jego tekst przynależy do tej
części numeru „LiteRacji”, którą nazwałbym kobiecą. Są to zajmujące artykuły m. in. Doroty Samborskiej-Kukuć (komparatystyka dwóch zapisanych kobiecych wspomnień o powstaniu pod kątem
kulturowych uwikłań płci) czy Agaty Markiewicz o zróżnicowanych postawach
kobiet wobec męskich decyzji o uczestnictwie w powstaniu. Szczególnie ten
artykuł miał dla mnie istotną wartość, ujawnia bowiem różnorodność kobiecego
podejścia do zawłaszczającej życie prywatne ideologii narodowo-wyzwoleńczej. Po
lekturze po raz kolejny powracają pytania: czy każdy zobowiązany jest do
płacenia najwyższej ceny? Czy możemy tego żądać, nie zadając wcześniej pytania o
to, czy wyraża on wolę jej zapłaty? Czym jest wartość życia „narodu” wobec
życia „jednostki”?
Przywołałem tylko małą część artykułów,
ale wszystkie rekomenduję. Nie chcę każdego z nich omawiać. Ta subiektywna reprezentacja
daje mi wystarczającą podstawę do wysnucia końcowej refleksji.
Żywa pamięć to również powracające
pytanie o sens, o znaczenie, o konieczność tego, co nastąpiło. Gdy sens się krystalizuje,
gdy interpretacja staje się obowiązująca, praca pamięci zamiera. Należy być wdzięcznym
„LiteRacjom”, autorom i redaktorom, że do zmuszają do podjęcia tej pracy z powstaniem
styczniowym na nowo i zdmuchują kurz z pomników przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz